I tak z braku dłuższego urlopu tego lata, postanowiliśmy wybrać się z mężem na krótki wypad nad morze. Był to wyjazd zaledwie kilkudniowy, ale jak to mówią , lepiej krótko niż wcale. I pojechaliśmy. W planie mieliśmy Pobierowo, ale wylądowaliśmy w Dziwnowie. Jak łatwo sobie wyobrazić upałów nie było. W pierwszy dzień porządnie zmarzliśmy. Ja nawet, z racji tego, że w końcu jestem nad morzem, ubrałam na nogi sandały. Bardzo szybko zastąpiłam je pełnymi butami :-) Pierwsze spotkanie z morzem odbyło się w towarzystwie Bosmana, bo jakby inaczej. Z kolacją było gorzej. Całe miasteczko jakby wymarło. Trudno było nam znaleźć miejsce, gdzie bez obaw moglibyśmy zjeść coś porządnego, co nie skończyłoby się rewolucja żołądkową. Z trzech otwartych lokali wybraliśmy smażalnio-pizzerię, w której w odróżnieniu od innych miejsc zastaliśmy kilku klientów. Pomimo zapewnień kelnerki o świeżości rybki, zdecydowaliśmy się na pizzę, jako opcję bezpieczniejszą. I była całkiem niezła. Niestety cała