A w niedzielę, chociaż z boląca głową i podkrążonymi oczami wybrałam się na rower, chociaż nie wiem czy ilość promili w mojej krwi pozwoliłaby mi na jazdę po ulicach... Razem z koleżanką wyruszyłyśmy z pod Magnolii. Ona, zapalona rowerzystka, i ja - pierwszy raz na rowerze we Wrocławiu. Oczywiście nie dorobiłam się jeszcze swojego roweru, a nawet gdyby to i tak nie miałabym go gdzie trzymać, postanowiłam skorzystać z roweru miejskiego. Swoją drogą, bardzo dobry pomysł z tymirowerami w mieście, oczywiście nie polski... Miałam pewne obawy, ale nie związane z moim stanem trzeźwości, a raczej z pomysłem, żebyśmy jechały ulicą! Zgroza! Już zaczęłam się żegnać z życiem... No bo kto chciałby jechać ulicą Kazimierza Wielkiego i przez skrzyżowanie obok Galerii Dominikańskiej??? To są dwa najbardziej ruchliwe miejsca we Wrocławiu!!! Mimo wszystko muszę dumnie ogłosić, że dojechałam do plaży house nad Odrą i w drugą stronę też, wspierana przez moją odważną koleżankę :-) I oto i on, mój to
OPOWIEŚĆ O MNIE I O TYM CO MNIE OTACZA. O LUDZIACH, KTÓRYCH SPOTYKAM NA SWOJEJ DRODZE. O MARZENIACH, PRAGNIENIACH, O TYM CO MNIE MOTYWUJE DO DZIAŁANIA ORAZ O TYM WSZYSTKIM, CO WPADNIE MI DO GŁOWY - A TUTAJ ZA TREŚĆ NIE ODPOWIADAM :-)