Przejdź do głównej zawartości

Po dłuższej przerwie...

Zaczynając pisać tego bloga kilka lat temu, obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna z tych rzeczy, za którą się zabrałam i zostawiłam… Tak zawsze było ze wszystkim,  z nauką hiszpańskiego, z jazdą na koniu, ze studiowaniem architektury wnętrz, a nawet lataniem. Tak bo jako tzw., cabin crew też pracowałam.. :)
Niestety, tak jak wcześniej, tak i teraz mi nie wyszło. Brakuje mi trochę tego pisania. Z jednej strony przelewanie swoich myśli na ekran jest formą psychoterapii. Z drugiej strony wiem, że czytają to osoby, które znam i nie o wszystkim szczerze mogłabym pisać. Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Dzisiaj wszyscy piszą blogi, o sobie, o dzieciach, o gotowaniu, majsterkowaniu i tak można wymieniać w nieskończoność. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko musimy ogłosić na fb, bo bez tego jaki jest sens wyjazdu na wakacje, jeżeli w hotelu akurat nie ma internetu i nie możemy od razu wrzucić zdjęcia z lotniska, hotelu. Zdjęcia tego, co podali nam na kolację i kolorowego drinka, którego zrobił nam kelner… Samo dodanie to jedno, ale gdy tylko dostaniemy za małą liczbę kciuków, nikt nie doda komentarza... Co wtedy? Depresja, przygnębienie, złość. Natarczywe sprawdzanie, czy może w końcu ktoś polubił, ktoś skomentował…
Rozmawiałam ostatnio z moim chłopakiem na temat, dlaczego ludzie teraz tak rzadko się odwiedzają. Nie mają potrzeby rozmowy i wolą zamknąć się w swoich czterech ścianach. A po co maja wyściubiać nos z domu? Przecież dzisiaj wszystko jest w internecie. A zamiast rozmawiać można wysłać sms'a i z głowy.
W dziwną stronę zmierza ten świat…
A wracając do pisania bloga i pozbywania się swojej prywatności na rzecz. W zasadzie to nie do końca wiem, na rzecz czego.. Bo tak naprawdę to taka próżność często jest… Kiedyś ludzie pisali pamiętniki. Mogli być w nich szczerzy sami ze sobą. Nie robili tego dla rozgłosu, a przy odrobinie szczęścia te pamiątki przekazywane były z pokolenia na pokolenie. I to ma charakter. Jakąś wyjątkowość.
A blog?
Co kto woli. Nie neguję niczego, tak się tylko zastanawiam. W weekend chłopak zapytał, czy może przeczytać mojego bloga. Bez zastanowienia powiedziałam NIE. Dlaczego? Bo nie piszę tego dla sławy. Nie piszę po to, żeby mieć z tego jakieś profity. Swego czasu była to dla mnie forma terapii, sposobu na poradzenie sobie ze światem i problemami. Sposobem na rozładowanie stresu.
Teraz nie piszę. Dlaczego? Bo jest mi dobrze. Nie idealnie. Ale dzisiaj potrafię stanąć rano przed lustrem i uśmiechnąć się do swojego odbicia. Po drodze do pracy śpiewam. A w pracy, gdy coś mnie przerasta, potrafię sobie wytłumaczyć, że to tylko praca. Kiedyś tego nie umiałam. Kiedyś ciągle chciało mi się płakać…
Życzę wszystkim, żeby potrafili cieszyć się z tego co mają. I nie ważne jest, jak do tego dojdziecie. Każdy powienien znaleźć swój sposób na poradzenie sobie z życiem. Mi się udało. Zajęło mi to jakieś dwa lata, ale było warto.
I co dalej?
Zobaczymy. Nie zapeszając wszystko się układa :) Oby tak dalej….

Komentarze

  1. Fajny ten wpis po dłuższej przerwie. I rzeczywiscie prawdą jest, że w dzisiejszym świecie sprzedajemy siebie na blogach i takich tam profilach społecznościowych, a kiedyś pisało się pamiętniki.... i to było naprawdę fajne, i nikt tego nie musiał oceniać...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak gryzie komar?

W zeszłą niedzielę wybraliśmy się z mężem do lasu na mały spacer. Zbrzydły nam te wrocławskie ulice, dlatego postanowiliśmy się wybrać na łono natury. Naszym celem były lasy za Trzebnicą. Powiem krótko, nigdy więcej! Napadło nas stado wygłodniałych komarów i innych owadów, które miały ochotę na łyczek świeżej krwi. Oj szybko uciekaliśmy do samochodu, a okien nie otworzyliśmy do czasu, aż nie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. W poniedziałek naliczyłam na moich nogach czternaście śladów ukąszeń, oto kilka z nich :

Majka - mały komandos.

Ok dwóch tygodni temu zauważyliśmy na uchu naszego kota małe zgrubienie  Niby nic wielkiego, ale jej ucho nie stało już prosto do góry, a lekko opadało. Zadzwoniliśmy do weterynarza po radę, co to takiego może być i czy ewentualnie powinniśmy się u niego pojawić? Lekarz zapewnił nas, że to nic takiego i lepiej będzie poczekać kilka dni i poobserwować ucho, bo gulka sama może zejść. Tak się jednak nie stało, a w czwartek tydzień temu stan ucha był już na tyle poważny, że zaczęliśmy szukać pomocy u innego weterynarza, ponieważ ten, który poradził nam przeczekać, nie miał ochoty poczekać na nas chwilę dłużej po godzinach przyjęć. Nie mieliśmy tutaj na myśli kilkugodzinnego spóźnienia, jednak mój mąż kończył pracę dosyć późno i obawialiśmy się, że zwyczajnie utnie w korku i cała wyprawa poszłaby na marne. Na szczęście we Wrocławiu jest kilka gabinetów weterynaryjnych, a jeden z nich znajduje się w bloku obok. No to poszliśmy. Pani weterynarka nie była zadowolona z tego co zobaczyła, co w

A pod stołem kot

A oto i Majka w swoim nowym łóżeczku. Pomimo małego falstartu, jakim było było obsikanie leżanki, gdy to przynieśliśmy ją ze sklepu, teraz gdy jest wyprana i ładnie pachnie, stała się dla niej miłym miejscem wypoczynku. Jako, że nasz kot większość czasu spędza na spaniu pod kuchennym stołem., teraz nie musi już leżeć na podłodze. Układa się wygodnie w łóżeczku i tyle ją widzieliśmy :-)